A dlaczego od "metra"?

Najwięcej emocji podczas uchwalania planu gospodarczego przy okazji corocznych zebrań wspólnot mieszkaniowych budzi sposób naliczania zaliczek na pokrycie tzw. „kosztów zarządu”, czyli kosztów utrzymania nieruchomości wspólnej. „A dlaczego od metra?” – protestują właściciele dużych lokali, argumentując, że nakład pracy zarządcy lub firmy sprzątającej nie zależy od powierzchni lokali. „Czy pod moim lokalem sprząta się więcej?” – pytają, dodając, nie bez racji, że liczni mieszkańcy małego lokalu zanieczyszczają sprzątaną klatkę w większym stopniu, niż jeden mieszkaniec lokalu dużego. Niektórzy uważają nawet, że w ogóle nie powinni partycypować w tego rodzaju kosztach, jeśli ich lokal jest niezamieszkały. Dlaczego nie mają racji?

Artykuł 12 ust. 2 Ustawy o własności lokali mówi: „Pożytki i inne przychody z nieruchomości wspólnej służą pokrywaniu wydatków związanych z jej utrzymaniem, a w części przekraczającej te potrzeby przypadają właścicielom lokali w stosunku do ich udziałów. W takim samym stosunku właściciele lokali ponoszą wydatki i ciężary związane z utrzymaniem nieruchomości wspólnej w części nie znajdującej pokrycia w pożytkach i innych przychodach”. Oznacza to, że koszty utrzymania nieruchomości wspólnej, nazywane przez ww ustawę „kosztami zarządu nieruchomością wspólną” właściciele ponoszą proporcjonalnie do posiadanych udziałów w nieruchomości wspólnej. Ponieważ te z kolei powinny odpowiadać stosunkowi powierzchni użytkowej lokalu wraz z powierzchnią pomieszczeń przynależnych do łącznej powierzchni użytkowej wszystkich lokali wraz z pomieszczeniami do nich przynależnymi, to upraszczając całość zagadnienia zaliczki nalicza się przyjmując jako jednostkę rozliczeniową 1 m kwadratowy. Takie postępowanie wynika zatem wprost z obowiązujących przepisów. „Ale to niesprawiedliwe” – wołają dalej właściciele dużych mieszkań i lokali użytkowych. Trudno się jednak zgodzić z takim stwierdzeniem. Posiadając duży lokal mamy odpowiednio dużo udziałów w nieruchomości wspólnej. Innymi słowy, w większej części jesteśmy jej właścicielem. A jeśli tak, to w większej części musimy ponosić koszty jej utrzymania. Z całą pewnością bowiem chcielibyśmy w większej części partycypować w podziale zysku, gdyby nasza nieruchomość wspólna go przysparzała. I wtedy pewnie byłoby to sprawiedliwe…

Podziałem kosztów utrzymania nieruchomości wspólnej, wg udziałów czują się jednak najbardziej pokrzywdzeni ci właściciele lokali, których budynki są wyposażone w dźwigi osobowe, a oni sami, ze względu na położenie posiadanych lokali, z nich nie korzystają. To najczęstszy temat dyskusji, również między zarządcami nieruchomości, z których część pomimo braku podstaw prawnych opowiada się za innym sposobem podziału tych kosztów; „bardziej sprawiedliwym”. Najczęstsze propozycje to zwalnianie od opłat właścicieli lokali na parterze i pierwszym piętrze i rozliczenie kosztów wg ilości lokali lub wg ilości zamieszkałych w nich osób. Szczyt pomysłowości w tym zakresie to uzależnienie udziału w kosztach utrzymania windy od kondygnacji, na którym lokal się znajduje; im wyżej tym udział w kosztach wyższy. Abstrahując od niezgodności takich rozwiązań z uregulowaniami prawnymi to trudno również zgodzić się, iż jest to podział sprawiedliwy. Przecież właściciel lokalu położonego wysoko lecz niezamieszkałego w ogóle nie eksploatuje windy, w przeciwieństwie do właściciela lokalu z parteru, często odwiedzającego znajomych z ostatniej kondygnacji.

Idealnych pomysłów nie ma, a tzw. „poczucie sprawiedliwości” każdy ma odmienne. Sugeruję zatem, aby ustalając zaliczki na pokrycie kosztów utrzymania nieruchomości wspólnej kierować się jednak literą prawa. Tym bardziej, że zaliczka na pokrycie kosztów eksploatacji i serwisu wind, to przecież nie opłata za jeżdżenie windą, a tylko nasz udział, jako jej współwłaścicieli, w kosztach jej eksploatacji i utrzymania. I tak należy do tego podchodzić. Inne podejście prowadzić będzie w konsekwencji do absurdu, bo łatwo przecież doszukać się związku pomiędzy ilością zużytej energii elektrycznej na częściach wspólnych z położeniem lokalu; idąc na wyższą kondygnację zużywamy po drodze więcej energii na oświetlenie klatki schodowej, doprowadzamy do zabrudzenia większej części klatki schodowej niż mieszkańcy niższych pięter itd. itp. Z drugiej jednak strony na ostatnich piętrach to światło pali się najkrócej a sprzątanie na nich odbywa się najrzadziej. Każdy zatem znalazłby argumenty, aby partycypować w kosztach zarządu w jak najmniejszym udziale, przerzucając ich ciężar na pozostałych właścicieli. I myślę, że to było przyczyną, dla której autorzy Ustawy o własności lokali „dzieląc” koszty utrzymania nieruchomości wspólnej posłużyli się przepisami Kodeksu Cywilnego o współwłasności, którego artykuł 207 mówi: „Pożytki i inne przychody z rzeczy wspólnej przypadają współwłaścicielom w stosunku do wielkości udziałów; w takim samym stosunku współwłaściciele ponoszą wydatki i ciężary związane z rzeczą wspólną”. A skoro metr kwadratowy, jako podstawa wyliczenia, powinien być wyznacznikiem tych udziałów, więc dlatego „od metra”!

Sławomir Pinkowski